sobota, 9 maja 2009

SOBOTNIE PRZYJĘCIE


Państwo przyjmują dziś gości. NIESTETY, NIE MA ZNAJOMEGO KUCHARZA :-(((
Siedzimy w kuchni ze Zbójem i każdy na swój sposób próbuje wyżebrać coś od Pani.
To nie takie proste, ale i tak łatwiej od Pani niż od Pana. Pan zawsze powtarza, że koty mają swoje miski, swoje jedzenie i że on też by chciał tak dobrze jeść.
No a czy ja mu bronię?!!!
Czy choć raz przyszedł i powiedział : "Roksiaku daj mi swoich chrupków". Przecież bym mu dała. Niech sobie Pan pochrupie. Dobrze mu to zrobi na zęby i sierść, bo choć ma jej więcej niż Pani, to i tak jakoś mało, a w niektórych miejscach puste placki ma nawet.
Wiec jak ja przychodze i mówię mu: "Daj mi trochę rybki, albo podziel się krewetką" to powinien dać mi trochę rybki albo podzielić się krewetką. Tak uważam. Ale nie.
Tak więc siedzimy i każde z nas ma swoją technikę na wyżebranie.
Zbój miauczy, ociera się o nogi Państwa, ale to nie jest dobra technika, bo ostatnio Pan o mało się nie przewrócił, co tylko go rozzłościło. Potem opierał łapy o szafkę, wyciągał się jak tylko mógł najmocniej i próbował pazurem ściągnąć coś z blatu. Ale jest za mały. Nawet ja jestem za mała, bo jak Państwa nie było w kuchni to sprawdziłam czy dosiegnę i nie dosięgnęłam. Nawet jak bardzo mocno się wyciągnęłam, a jestem przecież większa od Zbója.
W efekcie Zbój wyżebrał dla nas małego brokuła i kawałek cebuli. Od razu zrezygnowałam, ale Zbój był twardy. Pan mu wjechał na ambicję, bo powiedział: " Przecież ty tego nie jesz". Więc Zbój zjadł. Mówił potem, że brokuła da się jeszcze przeżyć, ale ta cebula... okropność.
A ja mam inną technikę. Siedze sobie grzecznie na progu kuchni, tak, żeby nikomu nie przeszkadzać, ale żebym była widoczna. I siedzę. Nie miauczę. Nie placzę się pod nogami Państwa. Nie mruczę. Nie sięgam łapami do blatu... Poprostu siedzę. W efekcie Państwo stwierdzają, że jestem grzeczna i zawsze coś dostaję. Tym razem udało mi się wyżebrać troszkę kurczaczka, troszkę rybki i kilka plasterków salami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz