niedziela, 10 maja 2009

NAUKA GOTOWANIA

Okej. Podstawą gotowania jest : NIE WKŁADAĆ ŁAPY DO MISKI Z SAŁATKĄ. I tylko tyle. To jest najważniejsze.
No dobra, ta zasada ma jeszcze tekst malutkim druczkiem: WTEDY KIEDY PANI PATRZY.
Ale od początku. jestem dziewczynka i każdy wie, że dziewczynki powinny gotować. No to postanowiłam się nauczyć. No to się uczę. Przeglądam z Panią książki jak robi obiad, ale na tym współpraca w dobrych stosunkach nam się kończy. No jak ja mam się nauczyć gotować, jak siedzę w przedpokoju?! Nic stamtąd nie widzę. Więc weszłam sobie na szafkę. A Pani od razu krzyczy i mówi, że mam zejść z szafki, bo i tak nic nie wyżebrze. A czy ja chcę żebrać? Uczyć się chcę. Ale Pani jak to Pani. Nie zrozumiała i mnie pogoniła. No to nie było rady. musiałam wejść na lodówkę. Pani trochę po marudziła, ale w końcu dała za wygraną i mogłam siedzieć na lodówce. Teraz przynajmniej wszystko widzę. I mogę się uczyć.
AAAAA krewetki... Czy jest coś lepszego niż krewetki?... No dobra, jest. Tuńczyk. Ale krewetki są zaraz za nim. A Pani dziś robi sałatkę z krewetek. No to siedzę i patrze. Jakieś zielsko, jakieś kulki - kukurydza albo groszek, nigdy nie wiem, które jest które, ale jedno z nich lobię. Tez nigdy nie pamiętam które, więc za każdym razem muszę próbować. I krewetki. Mniam.
Pani co trochę próbuje i coś tam dosypuje. Mówię, jej że też bym chciała spróbować. Nie pozwoliła. Nie miałam wyjścia, jak Pani wyszła zeszłam z lodówki i wskoczyłam na szafkę. I wcale nie było to wyżeranie krewetek, jak mnie później oskarżono! Ja tylko próbowałam, czy dobra. W trosce o Pana oczywiście, który potem miał ją jeść.
I oczywiście jak próbowałam akurat krewetki, to wszedł Zbój. Jest taki gruby, że sam nie może wskoczyć na szafkę, więc chciał, żebym mu też dała. Mówię, mu że ja nie wyżeram tylko próbuje, a on mi na to, że jak mu nie dam krewetki, to zawoła Panią. No to nie miałam wyjścia. I właśnie wtedy, jak szukałam w sałatce jakiejś większej krewetki dla Zbója [ żeby potem nie mówił, że sobie to duże wyciągam, a jemu to jakąś małą] weszła Pani.
I zaczęło się kongo. Pani w krzyk, ja z tą łapą w sałatce, jeszcze mi się jakieś zielsko przyczepiło... Dosłownie w ostatnim momencie nadziałam na pazur jeszcze jakiś mały kawałek krewetki i w nogi. Pani za mną. A Zbój, przez którego to wszystko siedzi i nic na moją obronę nie mówi.
Ostatecznie dostałam lanie i mam zakaz wchodzenia do kuchni, ale plusem jest to, że jeszcze się załapałam na trochę sosiku... tego na łapie.
Stad właśnie wiem, że podstawową zasadą przy gotowaniu jest: NIE WKŁADAĆ ŁAPY DO MISKI Z SAŁATKĄ.
***
A Zbójowi, już nigdy nic nie podam z szafki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz