piątek, 18 grudnia 2009

PINGWIN


Już jakiś czas temu Roksiak poznał Pingwina.
Właściwie tak do końca nie zostało nigdy wyjaśnione skąd się wziął u nas w domu.Podobno Pan go przyniósł, co jest raczej mało prawdopodobne, bo Pan raczej nie znosi do domu różnych rzeczy.
To Pani ciągle coś wyjmuje z torebek. Wiem, bo zawsze przeprowadzam inspekcję, czy aby przypadkiem nie ma tam czegoś, co właśnie mnie by się przydało. Z reguły nie ma, a jak już jest, to Pani mówi, że to nie dla mnie i taka z tym robota.
Wracając jednak do Pingwina. Stał sobie na biurku już jakiś czas, jednak nie wchodził mi w drogę, więc stwierdziłem, że nie będę się nim zajmował. No, ale Roksiak postanowił się z nim zaprzyjaźni.
Początkowo było słodko. Siedzieli na przeciw siebie i patrzyli słodko w oczy; potem były całuski w nosek, no a na końcu Roksiak stwierdził, że muszą przybić piątkę. I się zaczęło...
Okazało się, że Pingwin jest w świecie pingwinów komandosem i zastosował chwyt "żelazny uścisk" na łapie Roksiaka, a ściśle mówiąc na jego pazurze. Roksiak chciał zabrać łapę, ale Pingwin nie chciał Roksiaka puścić. Oczywiście Roksiak, jak to Roksiak - wpadła w panikę. Biegała po domu, skakała po meblach, ale Pingwin był dobrze szkolony i wytrzymał. W końcu Roksiak postanowiła wezwać prawdziwego komandosa na pomoc - czyli mnie. Kazałem jej mocno machnąć łapą, tak jak ja robię, gdy chcę zdjąć bandaż. Od razu zadziałało. Pingwin puścił.
Jak tylko Pingwin puścił Roksiaka i wylądował na kanapie, na której usiłowałem drzemać [ ale szaleństwa Roksany skutecznie to uniemożliwiały] pokazałem mu co znaczy spotkać na swojej drodze prawdziwego komandosa. Kilka szybkich chwytów, i piszczał jak mały pingwini pisklak. Oczywiście okazałem mu miłosierdzie i nie zagryzłem na całkowitą śmierć. Nastraszyłem jedynie i wrzuciłem za kanapę do ciemnicy. Roksiakowi powiedziałem, że jak chce atakować innych komandosów, to musi ukończyć szkolenie dla zaawansowanych komandosów, z którego już jakiś czas temu uciekła. Roksiak udał, że nie słyszy i poszedł do kosza na małą drzemkę, a ja wreszcie mogłem pokimać, jak miałem w planach.
***
Pani odnalazła Pingwina i ogłosiła amnestię dla nielotów. Znów stoi na biurku Pana, ale już nie jest taki pewny siebie, jak wcześniej. Schował się w kącie i jak idę, to usiłuje być niewidzialny.

DEPILACJA ROKSIAKA


Ostatnio bardzo dużo chorowałem. Dostałem niezliczoną ilość zastrzyków i wstrętne tabletki, które Pani podstępem zapakowała raz w szynkę, a raz w salami. Przyznaję, dałem się nabrać za każdym razem. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że nie wszystkie moje zmysły komandoskie dobrze działały, bo miałem katar.
Na szczęście już czuję się lepiej.
Co prawda Pani doktor na sam koniec ogoliła mi łapę [ co wcale nie jest śmieszne], bo razem z Państwem umyślili sobie wypompować ze mnie krew. I oczywiście się usprawiedliwiała, że musi mi ta łapę ogolić, bo nie może znaleźć żyły. Jasne, już jej wierzę, jak wcześniej pobierała to żyłę znalazła, więc niby jak? Mam wędrowne żyły? Jasne jest że chciała się pobawić swoją maszynka moim kosztem.
A potem jakby mało było tego koszmaru założyła mi dziewczyński bandaż. MI! KOMANDOSOWI!!
Oczywiście w domu od razu go zdjąłem, ale Roksiak zaczął się śmiać z mojej wygolonej łapy. No to postanowiłem, że ja Roksiakowi też łapę wydepiluję i zobaczymy czy dalej będzie się śmiała. Myślałem, że pójdzie raz dwa, ale okazało się, ze Roksiak ma dużo futra [ zwiększyła sobie na zimę ] i zanim skończyłem przyszła Pani i mi wlała, bo dręczę Roksiaka.
Roksiak oczywiście potem cały czas łaził przy Pani i nie mogłem go dorwać, ale jeszcze znajdę okazję. A wtedy, zanim zacznę ją depilować to ją zaknebluję. Mam już wszystko obmyślone. Jak jej siądę na pysku, to nie będzie mogła wezwać Pani. Zobaczymy jak jej się będzie chodziło z wydepilowaną łapą.

wtorek, 8 grudnia 2009

KOSZ



Pani postanowiła, że jestem już za gruby, żeby podróżować u niej na kolanach [ też coś! Tłumaczyłem, że to same komandoskie mięśnie, ale jak ona się uprze to już nic nie poradzisz].
No i zamówiła mi kosz, podobny do tego jaki ma Roksana. Oczywiście nikt mnie nie słuchał, kiedy mówiłem, że kosz Roksiaka jest za mały i nie mogę w nim normalnie spać, tylko muszę się zwijać w kłębek, ale w tym domu nikt mnie nie słucha.
Na szczęście kosz który przyszedł okazał się znacznie większy od roksiakowego, więc lu. Problem tylko w ty, że teraz Roksiak, jak zobaczył mój kosz to nie chce swojego starego tylko ten nowy. Przeczytała gdzieś w necie, ze można objąć mieszkanie przez zasiedzenie i ciągle w tym moim koszu śpi. Na szczęście Pan okazał się w miarę normalny i zapowiedział Roksiakowi, ze nad morze i tak będzie jechać w swo9m koszyku. Dlatego pozwalam na razie Roksiakowi spać w moim. Nawet odstąpiłem jej chwilowo mój niebieski kocyk. Ma się ten gest brata.

PAKOWANIE PREZENTÓW




Święta tuż tuż, więc Pani zabrała się za pakowanie prezentów. Oczywiście Pan był zajęty, więc musieliśmy z Roksiakiem pomóc, bo sama bidulka nie dała by sobie rady. Na szczęście o pakowaniu prezentów wiemy wszystko.
Ja zajmuję się papierem - odmierzanie, przycinanie pazurem i oczywiście nadzorem całego pakowania, a Roksiak wstążeczkami. Wiązaniem i takim robieniem, żeby się skręcały. Ma w tym wprawę z zeszłego roku. podobno tajemnica tkwi w odpowiednim ich ponadgryzaniu.
Oczywiście Pani trochę protestowała, ale nie zwracaliśmy na nią uwagi, bo ona ma ostatnio humory i humorki. Jakbyśmy nie pomagali, to pewnie doszłaby do wniosku, ze już jej nie kochamy. Poza tym miałem nadzieję, ze uda mi się podejrzeć co Mikołaj przyniósł dla mnie. Ale nie wyszło. trzeba będzie zaczekać do choinki.

ROKSIAK BRUDASEK



Roksiak to jednak jest brudasek. Ja już pomijam fakt, że musze po niej sprzątać w kuwecie, bo jej się wydaje, że jak dwa razy łapą machnie to koniec. A ja potem idę i normalnie padam!
Jakiś czas temu zrobiłem jej kontrolę uszu i okazało się, że są umyte tylko pobieżnie. Nie było rady. Musiałem sam dopilnować, żeby Roksiak był czysty. A wiecie jaki Roksiak oporny jest. Na szczęście po miesiącach szkoleń na komandosa wiem jak postępować z Roksiakiem. Plan był taki:
1. mała przyczajka, aż Roksiak uśnie na kanapie
2. szybki komandoski skok, z profilaktycznym trzepnięciem łapą w pysk
3. założenie podwójnego kociego nelsona z wykorzystaniem pazurów w okolicy tętnic
4. właściwe mycie Roksiaka.
Oczywiście plan udał się prawie cały. W końcu jestem zawodowym komandosem.
Niestety, po małych oporach Roksiak zgodził się na umycie pyska i uszu, ale jak chciałem jej umyć brzuch zaryzykowała życie i uciekła. W efekcie ma znacznie mniej sierści w okolicach gardła i trak sobie myślę czy nie dać jej pod choinkę szalika, żeby sobie go nie przeziębiła. Gardła oczywiście, nie szalika.

PACZKA


Ostatnio przyszła do nas paczka. Jestem pewien, że dla mnie. Pewnie bardzo dużo myszy od Pani Tyberiusza. Niestety, moja Pani, zamiast od razu ją rozpakować, postawiła w kącie i poszła robić obiad.
Jakby kogoś interesował obiad Pana. Paczka ważniejsza.
W dodatku Roksiak jak się obudził, obejrzał paczkę i mówi, że to do niego, a nie do mnie. Musiałem na wszelki wypadek objąć wartę - przynajmniej do czasu, aż Pani jej nie rozpakuje i nie okaże się, że są tam moje nowe myszy. Inaczej Roksiak sobie jakąś przywłaszczy.

STOŁOWY AZYL


Są takie chwile, kiedy mam już serdecznie dość Zbója i jego pomysłów na zabawę. A odkąd poczuł się lepiej, dostaje korby. W dodatku ta zabawa jest niesprawiedliwa, bo jak Zbój ma dość, to chowa się do namiotu i to jest taki jego azyl, a jak ja się schowałam do kosza, to powiedział, że kosz jest wspólny i nie może być azylem, po czym wyciągnął mnie za ogon. No to sobie wymyśliłam, że moim azylem będzie stół.
Tak, wiem, wiem, że nie można na niego wchodzić, ale tak się składa, że Zbój też o tym wie, więc jak się położę na stole, to mam od niego spokój. Gorzej jak nie zdążę zejść zanim Pani przyjdzie, bo wtedy jest lanie.
Ale to i tak lepsze niż lanie od Zbója. Pani to słabiak.